środa, 29 lutego 2012

Tag: pięć kosmetycznych rzeczy, których nie chcę mieć.





Dziękuję jjjustii za otagowanie! :-)


Zasady:
- napisz, kto Cię otagował i zamieść zasady taga
- zamieść baner taga i wymień 5 rzeczy z działu kosmetyki ( akcesoria, pielęgnacja, przechowywanie, kosmetyki kolorowe, higiena), które Twoim zdaniem są Ci całkowicie zbędne bo:
- maja tańsze odpowiedniki, są przereklamowane, amatorkom są niepotrzebne, bo to sposób na niepotrzebne wydatki....i krótko wyjaśnij swój wybór
- zaproś do zabawy 5 lub więcej innych blogerek.


NIE POTRZEBUJĘ:

1. Kremu do twarzy - absolutnie każdy krem do twarzy jaki stosowałam zapychał mnie niemiłosiernie. Przetestowałam miliony kremów drogeryjnych i aptecznych i zawsze było tak samo - pierwsze kilka tygodni do dwóch miesięcy miałam piękną i nawilżoną buźkę, potem pojawiała się kaszka, grudki i inne syfy. Od kilkunastu tygodni moja pielęgnacja twarzy wygląda następująco:





- (demakijaż oczu dwufazowym płynem Ziaja)
- zmywam twarz micelem Bioderma
- usuwam resztę zanieczyszczeń kilkoma kroplami oleju ze słonecznika, wedle zasady, że tłuszcz najlepiej rozpuści się w tłuszczu
- wszystko to zmywam antybakteryjnym żelem Ziaja Tin Tin
- spłukuję wodą, przecieram twarz hydrolatem oczarowym
- nawilżam buźkę kilkoma kroplami oleju z pachnotki

i cała filozofia... Jeszcze gdzieś tam jakiś pryszczyk mi wyskoczy, ale przynajmniej pozbyłam się z twarzy tej przeklętej kaszy. Drugą dobrą stroną tego rozwiązania jest cena tych specyfików - olej ze słonecznika kosztuje 4,39 zł / 30 ml, z pachnotki 6,99zł / 30 ml, hydrolat 11,90 zł / 200 ml. Jak przypomnę sobie, że wydawałam po 5 dych na kremy, które mi masakrowały twarz, to ...


2. Podkładu - na serio przeraża mnie myśl ciapania buzi podkładami, po kilku dniach zapewne moja skóra wyglądałaby jak powierzchnia księżyca, oprócz tego nawet cieniutka warstewka idealnie dobranego pod kolor skóry podkładu ZAWSZE jest widoczna. Nigdy jeszcze nie widziałam kobiecej twarzy potraktowanej podkładem, którego nie widać a zwracam na to uwagę. Zresztą nie muszę go stosować, ponieważ mając na buzi tylko puder w kamieniu i krzemionkę bardzo często słyszę "to ty nie masz podkładu na twarzy?" :-)


3. Wysokopółkowych tuszy do rzęs i innych kosmetyków, których cenę winduje ich marka - był w moim życiu okres, kiedy mogłam sobie pozwolić na tusze za 100 - 200 zł, tusze Dior czy Lancome ( bo z tymi miałam do czynienia ) absolutnie nie są warte swojej ceny, nie robią nic z rzęsami, czego nie potrafią zrobić tańsze tusze, na dodatek po miesiącu taki tusz zasychał i nadawał się tylko do wyrzucenia, nie mam pojęcia dlaczego. Na szczęście dla mnie popełniłam tylko kilka takich nierozsądnych wybryków i teraz na tusz wydaję od 10 do 30 zł, najlepsze według mnie tusze ma Maybelline i Deborah, po otwarciu takiego tuszu stosuję go od 4 do 6 miesięcy.



 4. Pudru Make Up For Ever High Definition Powder - jeden z lepszych przykładów naciągactwa. Puder ten to czysta krzemionka. Dziesięciogramowe opakowanie kosztuje 160 zł

źr. zdj. - http://www.wizaz.pl/



źr. zdj. - http://www.lyssah.com/



A ja kupuję sobie tą samą krzemionkę w cenie 5,64 zł za 5 mililitrów :-P





Chętnie zapłacę troszkę więcej za jakiś kosmetyk, ale tylko wtedy jeśli jest wart swojej ceny, np. nie mam nic przeciwko kupieniu od czasu do czasu lakieru China Glaze za 20 zł, bo mają piękne kolory i dopiero po pięciu dniach od pomalowania zaczynają ścierać się końcówki. Kwestia tego pudru to totalna przeginka.


5. Różu Bourjois Pastel Joues i innych "modnych" kosmetyków - fenomen tego różu jest dla mnie absolutnie niepojęty. Prawie tysiąc recenzji na Wizaż.pl w tym prawie 200 ze znacznikiem "mój hit". Miałam dwa te róże, wersję matową i drobinkową, pięknie pachniały, miały ładne opakowanka i to wszystko dobre co mogę o nich powiedzieć. Pierońsko twarde, nijak nie można było ich nabrać na miękki, gęsty pędzel do różu. Jakoś dawało radę zaaplikować je na policzki pędzlem a'la ryżowa szczotka, ale po pierwsze nie miałam ochoty drapać sobie twarzy takimi pędzlami a po drugie róż okropnie się rozcierał, robił plamy, nie stapiał się ze skórą i znikał po trzech godzinach, na dodatek nierównomiernie. Zastanawiam się skąd takie rzesze wielbicielek tego różu, czyżby tysiące dziewczyn chodziło z plamami na twarzy? Nie sądzę. Czy ja nie potrafię sobie nałożyć różu? Potrafię, bo robię to od ok. 10 lat i z żadnym innym różem nie miałam takich problemów, jak z tym. Wniosek jest jeden: nie zawsze coś co pasuje milionom podpasuje i Tobie. Oczywiście, po to mamy blogi, portale i strony poświęcone urodzie, żeby sobie pokazywać i polecać różniste kosmetyki, ale stosujmy je dlatego, że nam służą, pomagają lub pasują a nie dlatego, że jest to "must have" ;-)

źr. zdj. - http://www.wizaz.pl/


Nie przekażę taga kolejnym blogerkom, ponieważ odpowiadam na niego chyba jako ostatnia ;-)

2 komentarze:

  1. Mam podobne odczucia co do kremu do twarzy, odkąd z niego zrezygnowałam na rzecz oleju witaminowego moja cera poprawiła się baardzo; podobnie z całymi seriami kosmetyków na trądzik- przez kilka lat kupowałam co rusz to nowy specyfik, a najlepsze efekty dała maść cynkowa za 2,50zł:D

    OdpowiedzUsuń
  2. na najprostsze i najatańsze rozwiązania wpada się na końcu, ale lepiej późno niż później! ;-P

    OdpowiedzUsuń

DZIĘKUJĘ WAM BARDZO ZA KOMENTARZE! :-)
na zadane pytania odpowiadam w tym samym poście